niedziela, 18 kwietnia 2010

To rzekł Roman Zabawa

Postanowiłem zamieścić bardzo ciekawy wpis odnośnie sytuacji jaką mamy od kilku dni w kraju w związku z pochówkiem śp. Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Tekst napisany z dużą dozą ironii i sarkazmu, którego autorem jest mój znajomy z forum Total War - Roman Zabawa. Pragnę serdecznie podziękować Romanowi za możliwość zamieszczenia na moim blogu tych jakże ciekawych rozważań.


Stwierdzenie, że śp. Kaczyński mógł mieć jakąkolwiek pozytywną cechę charakteru jest poważną myślozbrodnią. Wiadomo, że zmarły prezydent był niski, mlaskał, miał źle zawiązane buty i szereg innych mankamentów politycznych, które wykluczają posiadanie programu politycznego. Dlatego mężem stanu jest np. Churchill, który był wysoki, dobrze zbudowany i wspaniale odbierany przez ówczesne europejskie elity (zwłaszcza w 1940r.). Tymczasem Lech Kaczyński stale kompromitował nas na arenie międzynarodowej, a twierdzenie że Zachód nie interesi to jak zawieszona jest flaga na prezydenckiej limuzynie jest kolejną myślozbrodnią. Wśród "młodych, wykształconych, z wielkich miast" powszechnie wiadomo, że każdy Francuz, Jamajczyk czy Eskimos od 2005r. co rano biega do kiosku po gazetę, żeby dowiedzieć się czym znowu skompromitował Polskę jej Prezydent.

Niestety TVN, które dotychczas wspaniale prowadziło kampanię uświadamiającą społeczeństwu co ma myśleć, nagle po katastrofie pokazała, że prezydencka para była miła, sympatyczna, potrafiła się zachować i, co gorsza, spotykała się z akceptacją sporej części społeczeństwa. Poważny błąd, świadczący że wataha nadal nie jest dorżnięta i PiSowska zaraza sięgnęła Grenady.

Ciekawe ile osób popełni bądź już popełniło następną myślozbrodnię, że skoro zmarły prezydent był przedstawiany tylko negatywnie, a potrafił się dobrze zachowywać, to z tymi poglądami, kompromitacjami i błędami może być podobnie? W każdym razie ja niniejszym pozwolę sobie "pozbrodniować".

Od pewnego momentu do arsenału dyplomacji wkroczyła polityka historyczna. Właśnie dzięki niej Niemcy z roli agresora w II WŚ powoli, systematycznie przekształcają się w ofiary. Skuteczny instrument. Nie sądzę, żeby Lech Kaczyński wprowadził go świadomie. Bardziej wpłynęło tutaj patriotyczne wychowanie. Jednak dzięki temu w końcu zaczęto doceniać bohaterów Powstania Warszawskiego czy też usłyszano na świecie o Katyniu. Do momentu założenia Muzeum PW, w czym Zmarły miał udział, Powstanie lekceważono, czego symbolem było przepędzenie weteranów spod PASTy przez ochronę banku mającego tam obecnie swoją siedzibę. Rzecznik tej instytucji miał jeszcze czelność oświadczyć, że zdjęcie polskich flag wiąże się z wewnętrznym regulaminem zakazującym wieszania bannerów nie należących do banku (!).
W dobie globalnych mediów nic nie działa mocniej niż Katyń. Widok rozstrzelanej elity jest sugestywniejszy dla rządzących innymi państwami niż wszelkie raporty i analizy. Wskutek katastrofy samolotu prezydenckiego w końcu dotrze ona na cały świat. Nawet śmiercią śp. Prezydent oddał krajowi przysługę.

Podkreślano w mediach, że Prezydent ciągle się kłóci (swoją drogą ciekawe, jak w takim razie w tragicznym locie wzięli udział np. szef IPN i zwalczający IPN Rybicki?) i jakie to jest passe. Wbijano do głowy, że w dyplomacji najlepsza jest doktryna zmarłego Geremka - cokolwiek się dzieje, ładnie się uśmiechaj i udawaj, że to nie plwociny, a deszcz. Tymczasem polityka to brutalne, nieprzebierające w środkach targi. Vaclav Klaus czy Irlandia pokazała, że warto być stanowczym. Na ich tle Lech Kaczyński wypada blado - jego eurosceptycyzm opierał się ledwie na gestach i poczuciu honoru, że ustalonych reguł się nie zmienia (odmawianie złożenia podpisu wobec veta Irlandii). Nie uzmysławiał sobie, że skoro brukselskie urzędasy od lat przepychają konstytucję, łamiąc opór wszelkimi metodami to UE nigdy nie stanie się Europą Ojczyzn, prędzej czy później powstanie megapaństwo, zetatyzowane, ingerujące w życie obywateli i niezdolne do jakiejkolwiek konkurencji z innymi ośrodkami.
Jednak na tle ogólnego przekonania jakie to dobrodziejstwa wyświadcza nam Unia, gotując zupę na gwoździu (czyli oddając nam część składek w procesie zwanym pozyskiwaniem funduszy unijnych), nawet taka pseudokrytyczna postawa jest wielkim krokiem w dobrą stronę.

Trudno też nie zauważyć, że honorowe prowadzenie polityki zagranicznej jest wprost zaczerpnięte z tradycji powstańczej. Z tego samego nurtu czerpali piłsudczycy. Można zresztą powiedzieć, że cały PiS to inkarnacja sanacji. Organizacyjnie od Sasa do lasa, od lewicy po prawicę. Od sympatyzującego Bugaja po uciekinierów z UPR. Cel programowy to oczyszczenie państwa. W dyplomacji dla honoru nie oddamy ani guzika, a ceną będzie likwidacja państwa... No to co, bierzemy łopatki i idziemy na Wawel wykopać np. Kościuszkę? Czy może jednak zgodzimy się, że na Wawelu wieczny spoczynek znajdzie ideowy spadkobierca już tam spoczywających?

Z koncepcji Piłsudskiego bierze się też cała polityka wschodnia śp. Kaczyńskiego. Jest ona tak samo słuszna i tak samo nieudolna. Bo oczywiste jest, że dla państw leżących między Rosją a Niemcami, ścisła współpraca jest niezbędna do zachowania niepodległości i wolności. Stąd wyprawa gruzińska, tak krytykowana w kraju, była właśnie wielkim sukcesem (może stąd to ośmieszanie?). Gruzja zachowała wolność, rozwija się (ale elektorat smsowy "wie" lepiej) i cały czas jest otwartym frontem dla imperializmu Federacji Rosyjskiej. Rosja natomiast, wskutek trwonienia pieniędzy w imperialne złudzenia, brak inwestycji strukturalnych i fatalnej demografii staje się kolosem z gliny (nogi miała już za ZSRR). Stąd bierze się złagodzenie polityki FR względem Polski. Czyli stawianie na Gruzję i bycie twardym w negocjacjach opłaciło się. Teraz wyobraźmy sobie, gdyby Putin położył rąsie na Gruzji, o ile gorszą mielibyśmy sytuację geopolityczną.
Twardość w kontaktach z Rosją niestety nie była stosowana w relacjach ze strategicznymi partnerami. Ustępstwa wobec Ukrainy i Litwy, płynne umowy z USA wobec wiszącej w powietrzu zmiany na Kapitolu (PO storpedowało tarczę, fakt, ale to było pewne, tym bardziej trzeba było się spieszyć). Potencjalni sojusznicy równorzędni do Polski wkładają sobie palce w kontakt i nie chcą wiedzieć co jest dla nich dobre, ich prawo. Tym bardziej trzeba było wykazać stanowczość, a nie przymykać oczy na Banderowców czy represje litewskie.
Z kolei opieranie całej siły na USA, gdzie prezydentura Busha z dużym prawdopodobieństwem sprzyjała wybraniu kandydata Demokratów i UE, która w konflikcie Polska - Rosja wybierze tą drugą, a przynajmniej nie narazi się FR, no cóż to już naiwność nawet nie w stylu Piłsudskiego, ale Becka. Nazywanie tego koncepcją jagiellońską to taki sam dowcip, jak mówienie o niemieckim wasalu Tusku, że prowadzi równorzędne negocjacje ze swoim suwerenem. Jagiellonowie, jacy by oni nie byli, uprawiali politykę międzynarodową w oparciu o siłę SWOJEGO imperium, a nie obcego, do tego na drugim krańcu globu (niby Tony Blair kombinował podobnie, ale przecież - też się przejechał).

Zmarły miał sporo wad, a wszystkie zawierają się w romantyczny stylu prowadzenia dyplomacji. Śp. Kaczyński nie potrafił wyrwać się z uwarunkowań oddziałujących na polskie elity, ale jednocześnie jest najwybitniejszym przedstawicielem tych elit. Wypracował wraz z bratem (wiadomo kto bardziej, ale nie sądzę, żeby Jarosław przemocą narzucał) spójną doktrynę mającą swoje źródło z romantycznej, powstańczej, sanacyjnej tradycji. Kształtował ją od walki w podziemiu, przez początek III RP, pracę w Najwyższej Izbie Kontroli i warszawską prezydenturę. Nie podoba mi się w całości, w części mógłbym się na siłę zgodzić, ale nie mogę nie zauważyć, że na polskiej scenie politycznej nie ma innej postaci, która w ostatnim dwudziestoleciu prezentowała by program na dłużej niż jedną kadencję.
Bo kto inny? Wraz ze śmiercią Jana Pawła II umarła papieska wizja partnerskiej współpracy Niemiec z Mittleeuropą (drugi zjazd gnieźnieński). Donald Tusk? Z roli niemieckiego wasala też można wyciągnąć korzyści, sęk w tym, że Słońce Peru nie wychodzi poza utrzymywanie wskaźnika popularności na wysokim poziomie. Michnik zapiekł się w antykaczyźmie na dobre. Neodmowszczyzny nie posiadamy, bo twierdzenie, że młody Giertych jest jej przedstawicielem to tak, jakby udowadniać Wałęsie jakiekolwiek myślenie, nie tylko polityczne.

Tak więc jaki kraj, taki mąż stanu.
Zasługuje na Wawel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz