piątek, 20 sierpnia 2010

Zaginione cywilizacje

Dzisiaj kilka słów na temat książki "Zaginione cywilizacje" autorstwa Aleksandra Kondratowa. Książka nie jest najnowsza bo wydana w roku 1973, dlatego trochę informacji może być już nieaktualnych z najnowszymi badaniami, co jednak nie zmienia faktu, że praca jak przystało na serię CERAM-owską trzyma wysoki poziom i można ją polecić każdemu zainteresowanemu tematem. W początkowej części książki, autor przytacza fragment dialogu Platona "Kritias" i pochodzącą z niego wzmiankę o wyspie Posejdona nazwaną od jego syna Atlasa - Atlantydą, a otaczające ją morze, "Morzem Atlantyckim". W nawiązaniu do tekstu Platona, autor przytoczył szereg teorii na temat Atlantydy, które ukazywały się na przestrzeni kilku wieków oraz prawdziwe apogeum teorii atlantologów, geologów, oceanografów i historyków w ostatnim stuleciu. W dalszej części książki skupiono się na kolebkach i korzeniach mniej lub bardziej znanych cywilizacji: Egipt, cywilizacja dwurzecza, Asyria, Indie, Kreta. W rozdziale dotyczącym Egiptu autor poświęcił sporo miejsca zagadnieniu rozszyfrowania hieroglifów (opisano osiągnięcia w tej dziedzinie Anglika Thomasa Young'a oraz Francuza Champollion'a). Przy okazji przytoczono kuriozalną teorię niemieckiego profesora Witte, który twierdził, że hieroglify są wynikiem działania pewnego gatunku ślimaków niszczących kamień :). W dalszej części poświęconej Egiptowi, autor skupił się na obaleniu teorii panegipskiej (Elliot Smith) według której Egipt był kolebką światowej cywilizacji. Wszystkie argumenty zbieżne dla różnych cywilizacji, czyli: rozpowszechniony kult solarny, mumifikacja ciał, budownictwo piramidalne czy pismo hieroglificzne zostają łatwo obalone przez autora.

W dalszej części książki; kilka stron poświęcono kulturze przedsumeryjskiej - El Obeid, nieco więcej miejsca zajął opis kultury "przedaryjskiej" czyli starej kultury protoindyjskiej, datowanej na starszą od egipskiej. Szczególnie ciekawy jest rozdział "Czarna Atlantyda" dotyczący Afryki jako domniemanej kolebki cywilizacji. Poruszono w nim zagadnienie "Wielkiego Zimbabwe" (od zimbabwe - kamienny dom) - kompleks kamiennych budowli odkrytych w 1871 roku przez niemieckiego geologa Karla Maucha. Mauch uznał kamienny "zamek" wchodzący w skład Wielkiego Zimbabwe za kopię świątyni Salomona a eliptyczną budowle za kopię świątyni królowej Saby. Na tym twierdzeniu oparł teorię o odkryciu mitycznego Ofiru - wymienianego w Starym Testamencie jako miejsce, skąd król Salomon sprowadzał złoto. Dodatkowym argumentem były licznie występujące wyroby ze złota. Po opanowaniu w 1890 roku terenów dzisiejszego Zimbabwe przez Brytyjczyków, rozpoczęło się prawdziwe poszukiwanie "kopalń króla Salomona". W roku 1900 zarejestrowano ponad 140 tyś. zgłoszeń na złotodajne działki. Rozpoczęło się wydobycie złota oraz łupienie i przetapianie odkrytych skarbów. Jak się później okazało Wielkie Zimbabwe nie było biblijnym Ofirem, ani nawet innym starożytnym miastem. Powstało prawdopodobnie w czasach istnienia średniowiecznego imperium Monomotapa (od X do XVII wieku).

W rozdziale dotyczącym cywilizacji indiańskich, autor skupił się na dokonaniach kultur prekolumbijskich: Olmeków, Zapoteków, Tolteków i Teotihuacan oraz późniejszych, epoki kolumbijskiej: Azteków, Majów i Inków. Czytelnik może być jednak nieco rozczarowany, tym że słynnym rysunkom z Nazca, poświęcono tak mało miejsca. Jeżeli ktoś jest zainteresowany tajemniczymi znakami z Nazca to nie obejdzie się bez sięgnięcia po szczegółową literaturę bo w książce znajdzie tylko podstawowe informacje na ten temat. Analogicznie do wcześniejszych rozdziałów dużo miejsca poświęcono pismu; piktograficznemu Azteków i Majów oraz prymitywnemu pismu węzełkowemu - quipu, które zastąpiło wcześniejsze pismo hieroglificzne Inków. Dlaczego Inkowie zrezygnowali z pisma hieroglificznego zastępując je prymitywnym węzełkowym tego nie będę opisywał bo nie jest to celem owej recenzji. Powiem tylko, że powód był bardzo ciekawy. Zaważył jednak na tym, że dzisiaj jedynym ocalałym źródłem pisma hieroglificznego Inków jest kalendarz wenusjański z Bramy Słońca w Tiahuanaco.

Rysunki z Nazca - stworzone przez Indian Nazca między 300 rokiem p.n.e. a 900 rokiem n.e

Książkę zamyka bardzo obszerny rozdział poświęcony Polinezji a w szczególności Wyspie Wielkanocnej. W informacjach dotyczących Nowej Zelandii autor przytacza krótką informacje na temat kultury łowców moa. Muszę przyznać, że ta część książki była dla mnie osobiście najbardziej interesująca. Odkryta w 1722 roku, przez ekspedycję holenderskiej kompanii zachodnio - indyjskiej Wyspa Wielkanocna to jedno z najbardziej tajemniczych miejsc na naszym globie. Autor przekazał nam masę szczegółów dotyczących samego lądowania ekspedycji admirała Jakuba Rogeveena, poprzedzającą to wydarzenie długą historię kultury Rapa-nui i wiele innych. Bardzo ciekawe informacje związane są z świętym związkiem Arioi. Ten sekciarski związek poświęcony bogu Oro, propagował między innymi dzieciobójstwo i wiele innych nienormalnych praktyk, miał związek z rozwiniętym na wyspie kultem morskiego ptaka - fregaty, który uważany był za wcielenie najwyższego boga Arioi-Oro. Arioi byli związkiem religijnym, próbującym zdobyć władzę świecką na wyspach Polinezji na które przybywali, w krótkim czasie podporządkowali sobie również ludność tubylczą Wyspy Wielkanocnej (przybyli z końcem XV wieku). Arioi z Wyspy Wielkanocnej nazywani również Hanau Eepe, zapoczątkowali podział na długouchych (Arioi) i krótkouchych (ludność tubylcza), doprowadzili również do procederu ludożerstwa, którego dopuszczali się na tubylcach. Tubylcy po pewnym czasie pozbyli się ciemiężycieli paląc ich w specjalnie przygotowanym rowie. Wyznawcy boga Oro podzieli los innych członków świętego związku, którzy zostali wybici przez ciemiężoną ludność tubylczą na innych wyspach Polinezji. Opisano też eksploatację zasobów ludzkich wyspy. W 1862 roku peruwiańscy korsarze wywieźli jako niewolników większość tubylców, co niemal przyczyniło się do zagłady populacji. Z kilku tysięcy mieszkańców, na wyspie pozostało zaledwie 111 osób. W rozdziale nie mogło oczywiście zabraknąć opisu nierozszyfrowanego pisma obrazkowego rongo-rongo, oraz charakterystycznych posągów - moai - wznoszonych na platformach - ahu.


Podsumowując, książka Aleksandra Kondratowa to udana pozycja, dodatkowo dobry drogowskaz jeżeli szuka się czegoś konkretnego. Mnie osobiście bardzo zaciekawił temat Wyspy Wielkanocnej, który z całą pewnością zgłębię i przy najbliższej okazji podzielę się informacjami na temat innej książki traktującej o tym zagadnieniu. Książka ma też nieco cierpką wymowę, wszystkie wielkie imperia i cywilizacje z czasem przestały istnieć, zniszczone przez niszczycielskie najazdy koczowników lub kolonizatorów, rozpadły się w wyniku wygaśnięcia więzi duchowych i społecznych będących spoiwem nie jednej dawnej cywilizacji. Zrównane z ziemią przez kataklizmy, siedliska ludzkie zapomniane i porzucone przez swoich twórców. Zarośnięte przez dżunglę jak dawne siedziby Indian, czy wydane na działanie erozji jak stare świątynie zbudowane przez żołnierzy Aleksandra Wielkiego na terenie dzisiejszego Turkmenistanu, stare świadectwa minionych wieków. Naszą cywilizację również czeka zagłada, niewiadomo tylko czy za sto lat czy za kilka tysiącleci. Jest to nieubłagana prawidłowość historii, która zawsze się sprawdza.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Tour de Pologne 2010 w Katowicach

Dzisiaj relacja z wtorkowego etapu Tour de Pologne 2010. Jako kibic kolarstwa nie mogłem przepuścić okazji zobaczenia zawodowców światowego peletonu, tym bardziej, że po raz ostatni meta Tour de Pologne gościła w Katowicach 61 lat temu, w roku 1949. Miejmy nadzieję, że na kolejny finisz etapu w Katowicach nie przyjdzie czekać aż tyle lat. 3 etap (dedykowany tragicznie zmarłemu włoskiemu kolarzowi Franco Balleriniemu) z Sosnowca do Katowic długości 122,1 km w dużej mierze był tradycyjnym kryterium ulicznym, dojazd z Sosnowca przez Siemianowice do Katowic i następnie 7 rund po 11,7 km ulicami miasta. Meta etapu umiejscowiona była pomiędzy rondem a spodkiem. Gdy przybyłem na miejsce na trasie ścigali się najmłodsi fani kolarstwa, którzy rywalizowali w ramach Nuttela Mini Tour de Pologne. Na mecie wszystko było przygotowane na przybycie peletonu, wszystko dopięte na ostatni guzik; przygotowane wozy transmisyjne, ustawione trybuny, miejsca komentatorskie, stoiska ze sprzętem kolarskim, hostessy rozdawały gadżety i wydanie specjalne Dziennika Zachodniego w całości poświęcone wyścigowi Tour de Pologne. Wszędzie nastrój pikniku i sportowego święta. Do przyjazdu peletonu do Katowic była jeszcze godzina i około dwudziestu minut, dlatego postanowiłem odwiedzić babcię, która mieszka niedaleko mety 3 etapu. Następnie na jakieś pół godziny przed planowanym wjazdem kolarzy na rundy, udałem się pod pomnik Powstańców Śląskich gdzie zgromadziła się niewielka grupa kibiców. Tam po raz pierwszy dopisało mi szczęście, udało mi się sfotografować i sfilmować autokar mojej ulubionej drużyny - Liquigas. Ulubionej nie tylko ze względu na jazdę w jej barwach 3 Polaków ale przede wszystkim mojego kolarskiego idola "rekina" Vincenzo Nibali oraz dwóch kolarzy, których darzę sporą sympatią Czecha - Romana Kreuzigera oraz objawienie tego sezonu, zwycięzcę dwóch etapów na wyścigu Paryż - Nicea, Słowaka Petera Sagana (jest w składzie drużyny na tegoroczny Tour de Pologne). Wracając do autokaru, można to uznać za spore szczęście bo w pobliżu mety znajdował się jeszcze jedynie autokar holenderskiej grupy Vacansoleil. Później, gdy peleton wjechał na rundy, przemieszczałem się w różne miejsca by zrobić ciekawe zdjęcia. Nad głową krążył śmigłowiec Eurosportu. Warto wspomnieć, że Tour de Pologne wzorem innych narodowych wyścigów posiada po raz pierwszy swoją maskotkę - pszczółkę Polonię nazywaną potocznie Polą. Żółto czarne barwy nawiązują do kolorów, które zawsze wyróżniały Tour de Pologne oraz jego organizatora - LangTeam. W Katowicach najszybszy okazał się Jewhen Hutarowicz z grupy (Française des Jeux). Po zakończeniu etapu odbyła się tradycyjna dekoracja zwycięzcy oraz liderów poszczególnych klasyfikacji. Tu właśnie szczęście dopisało mi po raz drugi, jakieś 2 metry przede mną stał Paolo Bettini (dwukrotny mistrz świata w kolarstwie szosowym ze startu wspólnego oraz mistrz olimpijski z Aten w 2004 roku) pełniący rolę gościa honorowego. Fotografia Bettiniego to ukoronowanie miło spędzonego popołudnia. Podsumowując, wielkie podziękowania dla Pana Czesława Langa za organizację tak wspaniałego wyścigu i dla Pana Uszoka za przebudowę ronda oraz remont większości tras którymi poruszali się kolarze. Bez tego jeszcze długo nie zobaczylibyśmy mety Tour de Pologne w Katowicach.

Polonia - maskotka Tour de Pologne

Część moich materiałów:

najmłodsi rywalizowali w ramach Nuttela Mini Tour de Pologne


Autokar drużyny Liquigas





Policja na posterunku




wjazd kolarzy od strony Chorzowa







150 m do mety





zwycięzca etapu - Białorusin Jewhen Hutarowicz z grupy Française des Jeux


Paolo Bettini i Czesław Lang, zwycięzca zasłonięty, na dole pszczółka Pola :)


Allan Davis z Astany - lider Tour de Pologne


łysina Paolo Bettiniego ... :)


... i Paolo Bettini z profilu


Allan Davis w koszulce lidera klasyfikacji punktowej - Plus


Dominique Rollin z grupy Cervelo, lider klasyfikacji górskiej - Tauron


Błażej Janiaczyk lider klasyfikacji najaktywniejszy zawodnik - Fiat


wspominany już, autokar drużyny Liquigas

Przejazd peletonu przez katowickie rondo

zakończenie drugiej rundy po Katowicach, sfilmowane na wysokości 150 m od mety

zakończenie piątej rundy po Katowicach, akcja z bidonem :)