

Przejdźmy zatem do fabuły. Jak już wcześniej wspomniałem film przedstawia historię wyprawy Gonzalo Pizarra, której zadaniem jest odnalezienie mitycznego El Dorado. Po przekroczeniu Andów Pizarro wysyła małą, liczącą 40 osób grupę na rekonesans, jej dowódcą zostaje Pedro de Ursúa. Kłopoty zaczynają się bardzo szybko gdy konkwistadorzy tracą jedną z tratw oraz 7 ludzi. W małej grupie szybko dochodzi do nieporozumień, głównie za sprawą przebiegłego Aguirre. Gdy ekspedycja traci pozostałe tratwy w wyniku przypływu, Ursúa jest gotów wracać na piechotę do obozu Pizarra, co wcale nie jest po myśli Aguirre, któremu marzą się bogactwa i złoto El Dorado. W wyniku zdrady przejmuje faktyczne dowództwo nad grupą, jest to jednak dopiero początek popisu jego sprytu i umiejętności manipulacji. By zachować pozory wybiera na marionetkowego wodza, opasłego i próżnego szlachcica Fernando de Guzmána. Aguirre gra na najniższych ludzkich instynktach, poparcie udaje mu się osiągnąć za pomocą strachu, który budzi wśród współtowarzyszy oraz mamiąc ich bogactwami, które są jakoby na wyciągnięcie ręki. Sytuacja ta obrazuje narastającą żądzę władzy oraz bogactw, której uległ tytułowy bohater. Aguirre nie cofnie się przed niczym i nikim by spełnić swe cele, demonstruje przy tym również pychę i pewną manię wielkości, która wyraża się w przytaczaniu historii Hernana Corteza, który z garstką ludzi podbił imperium Azteków, porównując tym samym siebie do słynnego konkwistadora.

Film pokazuje jak silny może być wpływ jednostki, silnego charakteru na grupę, która podąży za nim jak ślepcy za widzącym. Główny bohater stopniowo popada w coraz większy obłęd, ciągnie swych ludzi ku niechybnej zagładzie. Bardzo podobało mi się w jaki sposób Herzog przedstawił osobowość i zachowanie ludzi z dala od cywilizacji w samym sercu okrutnej i potężnej natury, która stopniowo przez swą monotonię coraz bardziej osacza i przygnębia uczestników owej wyprawy. Pokazuje to również jak człowiek jest słaby i wątły w obliczu całej jej potęgi. Bardzo dobrym przykładem jest tu brat zakonny Gaspar de Carvajal, którego wiara jest powiedzmy sobie wątpliwa i który stara się zawsze dostosować do zaistniałej sytuacji, nie jest bynajmniej autorytetem moralnym jakim powinien być. W konfrontacji z Indianami podejmowanymi na tratwie odzywają się w nim skrajnie negatywne cechy fanatyka religijnego. Warto również zwrócić uwagę na pewien związek filmu z opowiadaniem Josepha Conrada "Jądro ciemności" oraz filmami na jego podstawie "Jądro ciemności" i "Czas Apokalipsy". W filmie Herzoga również mamy szalonych samozwańców (Aguirre i Fernando de Guzmán) owładniętych manią wielkości i żądzą władzy, takich samych jak w dwóch wyżej wymienionych filmach. Aguirre jest jednak na innym etapie, dopiero poszukuje swojej enklawy gdzie będzie mógł zdobyć bogactwa i władzę. Obydwaj z de Guzmánem chełpią się wielkością terytorium, które biorą w posiadanie, jest to jednak władza zwyczajnie iluzoryczna, realna ich władza ogranicza się jedynie do tratwy na której płyną przez nieokiełznaną rzekę, będącą otchłanią.

W filmie utkwiła mi w pamięci szczególnie jedna scena, gdy zdenerwowany de Guzmán nakazuje zrzucić konia z tratwy. Myślę, że ta scena definitywnie pieczętuje późniejszy tragiczny los konkwistadorów. Koń, znakomity straszak na Indian w najgorszym razie pożywienie dla cierpiących z głodu Hiszpanów jest tu również pewnym symbolem - Aguirre patrząc z tratwy na konia który stoi na brzegu i po chwili znika w dżungli, zdaje sobie sprawę, że to już koniec, że nikt nie wyjdzie z tej wyprawy żywy, po raz pierwszy na jego twarzy uwidacznia się strach. Później jest tylko coraz gorzej, Aguirre sypie irracjonalnymi monologami jak z rękawa, szaleństwo i obłęd narasta. Indianie atakują tratwę strzałami, są zabici. Lejący się z nieba żar oraz zmęczenie i niedożywienie sprawiają, że członkowie wyprawy zaczynają chorować. Agonia ekspedycji trwa.

Teraz słów kilka o hipnotyzującym klimacie tajemniczości i oniryzmu, który jest generowany przez obraz monotonnej przyrody oraz wspaniałą ścieżkę dźwiękową stworzoną przez Popol Vuh, krautrockowo-medytacyjną kapelę z Niemiec. Główny motyw muzyczny doskonale pasuje do obrazów w filmie: lasów, słońca, rzek i gór. Powtarzany wiele razy w trakcie filmu sprawia, że świadomość przenosi się bezwolnie w naładowane specyficznym niepokojem miejsca. Równie dobre wrażenie robią ciekawe kadry i ujęcia. Na najwyższe uznanie zasługuje Klaus Kinski, którego rola to jedna z jego najwspanialszych kreacji. To również za sprawą fenomenalnej gry Kinskiego trudno oderwać wzrok od ekranu, doskonale przedstawił cechy osobowości psychopatycznej, którymi odznaczał się tytułowy Aguirre.

Podsumowując "Aguirre, gniew boży" to jeden z moich ulubionych filmów, hipnotyzujący klimat, studium szaleństwa i żądzy władzy oraz uniwersalna historia o poszukiwaniu utopijnego świata, zakończona klęską. Historia o człowieku, który chciał zostać królem El Dorado a został jedynie królem małp. Wybitne kino, moja ocena: 9/10.
charakterystyczny motyw muzyczny autorstwa Popol Vuh
W pełni się zgadzam, wybitne kino a grający tytułowego Aguirre, Klaus Kinski to geniusz.
OdpowiedzUsuńJak to możliwe, że można jednocześnie przejmować się Herzogiem i metodami jedzenia sardynek?
OdpowiedzUsuńAguirre, gniew boży - pamiętam dokładnie kiedy zobaczyłem pierwszy raz ten film.Z minuty na minutę pełna hipnoza, czułem się tak, jakbym tam był, genialna muzyka i oczywiście Klaus Kinski.
OdpowiedzUsuńDzięki temu filmowi zacząłem słuchać ambientu ;) Film oczywiście wybitny.
OdpowiedzUsuń