czwartek, 19 stycznia 2012

Pan Teodor Mundstock

Będąc ostatnio pod ogromnym wrażeniem filmu "Palacz zwłok", którego seans był dla mnie sporym wstrząsem, postanowiłem sięgnąć po prozę autorstwa Ladislava Fuksa. Wybór nie był trudny, zdecydowałem się na jego debiutancką powieść - "Pan Teodor Mundstock" z roku 1963. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku "Palacza zwłok" tematyka jaką porusza Fuks dotyczy Holocaustu, w nieco mniejszym stopniu nazizmu, który był w dużej mierze tematem przerażającej historii praskiego krematora. Bohaterem powieści "Pan Teodor Mundstock" jest tytułowy Teodor Mundstock, neurotyczny, cierpiący na schizofrenię Żyd, postać zupełnie inna od psychopatycznego Karla Kopfrkingla, choć podobnie zaburzona i niezrównoważona emocjonalnie. Mamy wiec postać ofiary, a nie kata jak w przypadku "Palacza zwłok". Tym co łączy obie postacie książek Fuksa, to mocno zarysowane obsesje, stany lękowe oraz psychoza bohaterów. Akcja powieści rozgrywa się w latach 1941-1942 i podobnie jak to miało miejsce w przypadku zekranizowanego przez Juraja Herza "Palacza zwłok" jest osadzona w rzeczywistości Protektoratu Czech i Moraw. Realia tego pseudo-autonomicznego tworu administracyjnego w połączeniu z tłem społeczno-politycznym ówczesnych czasów, tworzą oś, wokół której Fuks zbudował realistyczny i jednocześnie przygnębiający wątek fabularny.

Teodor Mundstock to podstarzały Żyd, zajmujący się zamiataniem ulic, dawniej, jeszcze przed rozbiorem Czechosłowacji pracujący w firmie "Konopie, nici, powrozy". Pan Mundstock przyjaźni się z rodziną Sternów, która jest dla niego namiastką domu i bliskości. Ta przedwojenna znajomość trzyma głównego bohatera przy względnie zdrowych zmysłach. Lęk przed deportacją do obozu koncentracyjnego udziela się jednak Sternom w nie mniejszym stopniu jak naszemu głównemu bohaterowi. To właśnie ciągły strach przed otrzymaniem wezwania stawienia się do transportu jest głównym czynnikiem pogłębiających się lęków pana Mundstocka. Ciągłe zagrożenie, paranoiczny lęk przed wezwaniem, będącym punktem granicznym pomiędzy względnie normalnym życiem a początkiem piekła, jest głównym wątkiem składającym się na przygnębiający wydźwięk książki. W książce mamy również sporo wątków pobocznych, które są nierozerwalnie związane z główną tematyką powieści, czyli Holocaustem: lęk Mundstocka o przyszłość młodego Szymona Sterna, dla którego starszy pan pełnił w przeszłości rolę wujka zabierającego go na wycieczki do zoo czy do teatrzyku kukiełkowego, wspomnienie Ruth Kraus, niespełnionej miłości Mundstoka i wiele innych. Ważnym wydarzeniem w książce jest odrzucenie przez głównego bohater paraliżującego strachu i podejście do nieubłaganie zbliżającej się deportacji w sposób niezwykle rzeczowy, metodycznie zapobiegawczy. Opis tej przemiany i przygotowań będących jej wynikiem składa się na drugą połowę książki. To właśnie z przygotowaniami do pobytu bohatera w obozie koncentracyjnym związane są ciekawe rozważania na temat śmierci i sposobu jej przyjmowania. Analogicznie jak w przypadku Karla Koprfkingla w "Palaczu zwłok" tak i w historii Teodora Mundstocka, Fuks wplótł w fabułę wątek mesjanizmu, z tą tylko różnicą, że tym razem bohater szybko porzuca przekonanie o swoim posłannictwie.

Muszę przyznać, że książka mocno mnie wzruszyła. Ciężki klimat oraz smutna historia w połączeniu z egzystencjalnymi rozważaniami bohatera sprawiają, że treść dociera do najgłębszych zakamarków świadomości i skłania do rozmyślań. Podsumowując, otrzymujemy ciężką i ciekawą historię z mocnym zakończeniem, może nie tak mocnym jak w przypadku "Palacza zwłok", ale i tak z takim, po którym czytelnik czuje się jakby otrzymał cios szpadlem w głowę.

Na zakończenie powiem, że z dostępnością tej dobrej książki jest spory kłopot. U mnie w Katowicach na 38 filii biblioteki miejskiej dostępny jest tylko jeden egzemplarz, przechowywany zresztą w magazynie na zapleczu jednej z bibliotek. Całe szczęście, że mam tą bibliotekę niemal pod nosem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz