piątek, 19 marca 2010

Wszystko gra

Dzisiaj kolejny wpis z kategorii "Kino jest sztuką". Film Woody'ego Allena "Wszystko gra", obraz bardzo ciekawy ze względu na tematy w nim poruszane, najpierw może poświęcę trochę miejsca obsadzie aktorskiej oraz streszczę fabułę by później móc odnieść się do konkretnej tematyki. Głównego bohatera Chrisa Wiltona zagrał Jonathan Rhys Meyers - aktora o bardziej szelmowskiej twarzy i spojrzeniu narkomana chyba nigdzie nie znajdziecie, dlatego znakomicie pasował do tej roli. Swoją drogą to jest to aktor bardzo średnich lotów, samo to, że obsadzono go w roli Henryka VIII spowodowało że zrezygnowałem z oglądania "Dynastii Tudorów" już po pierwszym odcinku :). Drugą ważną rolę zagrała w tym filmie Scarlett Johansson (Nola Rice), to już trzeci film z jej udziałem jaki widziałem (po "Między słowami" oraz "Amerykańskiej rapsodii") muszę przyznać, że jest znakomitą aktorką i w odróżnieniu do większości plastikowych aktorek wynoszonych na piedestał, ma prawdziwy talent aktorski, do tego jest naturalnie piękna w odróżnieniu np od całkowicie aseksualnej Penelope Cruz nad którą tyle ochów i achów. Z aktorów drugiego planu należy wyróżnić Briana Coxa znanego chyba najbardziej ze znakomitej roli w "Norymberdze" gdzie wcielił się w postać marszałka Rzeszy Hermana Goeringa oraz Jamesa Nesbitta znanego ze znakomitej roli w "Krwawej niedzieli". Film sygnowany jest jako romans, dramat i thriller, ale nie jest to infantylny romans ale obraz o bardzo głębokim przesłaniu. Film o szeroko rozumianym szczęściu, fuksie, farcie czy jak to tam nazwiecie oraz o cwaniactwie wypranym całkowicie z jakichkolwiek zasad moralnych. Dziwne, że jest to chyba pierwszy film tak głęboko poruszający tą tematykę, widać ludziom bardzo trudno przyznać się, jak wiele zależy od szczęścia a nie od umiejętności, wiedzy, wykształcenia czy kompetencji, jak naprawdę ma się niewielki wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Pewnie wielu się wydaje, że są Panem i władcą sytuacji i że wszystko jest pod ich najlepszą kontrolą, powtarzam to tylko iluzja :) Cała niemoc i bezradność wychodzi przy pierwszym zderzeniu człowieka z biurokracją, fatalnym zrządzeniem losu, cwaniactwem czy też protekcją. W dzisiejszych czasach nie wystarczy być bardzo dobrym czy dobrym, tylko wybitnym w przeciwnym razie bez szczęścia lub znajomości jest bardzo trudno. Wracając do fabuły: młody Irlandczyk Chris Wilton (Jonathan Rhys Meyers) były zawodowy tenisista, obecnie instruktor tego "sportu" (mój stosunek do pseudosportów typu tenis, golf czy polo jest chyba raczej znany, są to gry dla snobów) znajduje zatrudnienie w londyńskim klubie tenisowym. Wkrótce zaprzyjaźnia się z Tomem Hewettem członkiem arystokratycznej rodziny, której głowa (wspomniany Brian Cox) zajmuje się pomnażaniem pieniędzy. I tak przez tą znajomość Chris poznaje siostrę Toma, Chloe Hewett, która jest zafascynowana osobą młodego instruktora tenisa. Chris wykorzystuje sytuację i wiąże się z Chloe, miłością tego nazwać nie można, widać, że istotną rolę odgrywają tu perspektywy i pieniądze jakie z tego wynikają - nie ma to jak duże "możliwości" :) Dochodzi do ślubu, nowy członek rodziny dostaje ciepłą i dobrze płatną posadkę w biurze firmy prowadzonej przez ojca Chloe (kolejny paradoks dzisiejszych czasów, posada jak najbardziej w zasięgu możliwości intelektualnych Chrisa, głąbem kapuścianym nie był, ale jednak realnie nie osiągalna dla człowieka z ulicy i bez koneksji - jakim jeszcze niedawno był). Zapomniałbym, jeszcze trochę wcześniej Chris poznaje partnerkę Toma, Nolę Rice (Scarlett Johansson), początkowo tych dwoje połączy pożądanie i seks. Później połączy ich miłość i jeszcze coś :) i tu może zakończę moje opowiadanie na temat fabuły bo i tak już sporo powiedziałem a nie chciałbym zdradzać dalszych losów głównego "bohatera". Mogę jedynie powiedzieć, że najciekawszy fragment filmu jest dopiero przed wami. Chris dopuści się haniebnego czynu ale szczęście (temat tego filmu) dopisze mu aż dwukrotnie, dla mnie główny "bohater" to zwykła szuja, śmieć i tchórz. I na koniec warto sobie zadać pytanie, którą z Pań byście wybrali w takich okolicznościach (bynajmniej nie chodzi mi urodę) tylko o cały kontekst. Odpowiedź wydaje się jasna i na pewno zupełnie inna niż wybór bohatera. Dla tych którzy wybraliby Chloe jedna porada, proszę niezwłocznie zgłosić się do psychiatry :) Podsumowując film bardzo dobry, plus za problematykę oraz bardzo dobry scenariusz i reżyserię Woody'ego Allena, liczne nawiązania do "Zbrodni i kary" Fiodora Dostojewskiego, krytyka snobistycznych bogaczy oraz osób, którym zupełnie przypadkiem udało się dostać do takiego środowiska i które zrobią absolutnie wszystko by nie stracić swojej pozycji. Film o tym jak wcale nie tak rzadko kłamstwo i mistyfikacja wygrywa w życiu. Moja ocena: 8/10.

2 komentarze:

  1. Fajna i trafna analiza, napisana ze sporą dawką ironii. Film faktycznie bardzo dobry, ale to już pewien standard jeżeli chodzi o filmy Allena.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny tekst, bardzo ciekawie napisana recenzja. Pewnie się oburzą niektórzy tenisiści :)

    OdpowiedzUsuń