Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Listonosz zawsze dzwoni dwa razy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Listonosz zawsze dzwoni dwa razy. Pokaż wszystkie posty

środa, 1 lutego 2012

Listonosz zawsze dzwoni dwa razy

Dzisiaj recenzja filmu "Listonosz zawsze dzwoni dwa razy" z roku 1981. Obraz będący remakem filmu z 1946 roku jest połączeniem kilku gatunków filmowych: czarnego kryminału, thrillera erotycznego, dramatu sądowego i melodramatu. Mimo, że fabuła nawiązuje do pierwowzoru z 1946 roku, to jednak porównywać obydwa filmy nie sposób. Bob Rafelson, raczej mało znany w Polsce reżyser, ale mający w swoim dorobku znakomite "Pięć łatwych utworów", po raz kolejny przedstawia smutek i marność ludzkiej egzystencji tyle tylko, że w innej, bo nietypowo dramatycznej aranżacji. Na fabułę składa się tu: pożądanie, które później przerodzi się w miłość, intryga i zbrodnia godna dobrego filmu noir.

Należałoby pokrótce przybliżyć fabułę: lata 20 lub 30 XX wieku, Stany Zjednoczone, Frank Chambers - chłopek roztropek (w tej roli znakomity Jack Nicholson), pospolity w tamtych czasach włóczęga i zarazem sprytny cwaniak, przemierzając kraj trafia do przydrożnej restauracji należącej do greckiego emigranta Nicka Papadakisa. Prawdopodobnie Chambers, udałby się dalej w drogę, gdyby nie oferta pracy mechanika samochodowego oraz młoda ponętna żona zgrzybiałego Greka, która wpadła Frankowi w oko. Wiodąca nudne i raczej nieszczęśliwe życie Cora Papadakis (w tej roli Jessica Lange) stopniowo ulega zainteresowaniu nowego przybysza, czego wynikiem jest namiętna i zarazem odważna nawet jak na dzisiejsze czasy, scena seksu na kuchennym stole. Pożądanie jakie łączy parę kochanków jest silniejsze od powściągliwości i chłodnej analizy, dlatego też stanie się ono główną motywacją działań filmowych bohaterów. Frank i Cora niemal przez cały czas trwania filmu toczą ze sobą swoisty pojedynek psychologiczny, a ich relacja jest wyjątkowo napięta. Na tym zakończę wstęp fabularny, ponieważ dalsze zdradzanie szczegółów fabuły odebrałoby przyjemność z oglądania tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli. Należy jedynie zaznaczyć, że bohaterowie są tu w pewnym sensie bezwolnymi pionkami w rękach losu, który kilkukrotnie zatacza koło. Przez taki zabieg, film cały czas trzyma widza w napięciu o różnym stopniu natężenia. Mnie osobiście w kilku momentach szybciej zabiło serce, czego nie uświadczyłem w sporej liczbie kryminałów czy thrillerów.


Parę słów należy poświęcić grze aktorskiej, która stoi na bardzo wysokim poziomie. Jack Nicholson jak zwykle genialny, trzyma wysoki poziom swoich najlepszych ról, wykreowanych jeszcze w latach 70. Jessica Lange również zagrała wybitnie, stworzona przez nią rola Cory Papadakis jest naprawdę sexy. Anjelica Huston zagrała poprawnie, ale jej rola jest marginalna, tak więc trudno ją jakoś szerzej skomentować. Mnie bardzo spodobała się drugoplanowa rola Michaela Lernera, który wcielił się w rolę cwanego i jednocześnie niezwykle skutecznego prawnika. Scen z jego udziałem było niewiele, ale prezentowany przez niego spryt, inteligencja i przebiegłość nadają jego roli niezwykłej wyrazistości i autentyczności. Z dobrą grą aktorską doskonale współgrają klimatyczne ujęcia, nakręcone przez Svena Nykvista, etatowego operatora filmów Ingmara Bergmana. Wszystko to w połączeniu z pojawiająca się z rzadka, nerwową, ale jednocześnie bezpretensjonalną muzyką, dobrze wpływa na budowany w filmie klimat.


Na zakończenie warto odnieść się do tytułu, który nie może być interpretowany dosłownie, to przenośnia odnosząca się do przewrotnego losu, ciążącego fatum, lub jak kto woli, sprawiedliwości wymierzanej życiu przez śmierć. Bohaterowie filmu są tym samym jak bohaterowie antycznej tragedii, wszystkie ich działania muszą zakończyć się katastrofą.

Podsumowując, film Boba Rafelsona to znakomity obraz, ukazujący ludzi owładniętych pożądaniem, które przeradza się w namiętną chodź nie łatwą miłość, poszukujących namiastki szczęścia nawet za cenę zbrodni, próbujących nadać sens swemu życiu. Film gorzki i o pesymistycznej wymowie, mimo tego polecam. Nie mogłem się zdecydować jaką wystawić ocenę: 8 (bardzo dobry) czy 9 (znakomity)? Film nosi wszelkie znamiona znakomitości, niemniej jednak 9 wydała mi się oceną za wysoką, 8 natomiast za niską ze względu na to, że film jest lepszy niż bardzo dobry. Dlatego też zdecydowałem się na: +8/10, lub inaczej 8,5/10.